Mody: WC w PSU
Wstęp
Składając swój drugi zestaw chłodzenia wodnego przejrzałem kilka
ciekawych stron i artykułów poświęconych temu zagadnieniu. W wielu z nich
wspominano na temat zasilaczy (PSU) chłodzonych wodą. Postanowiłem coś
takiego kupić i cieszyć się absolutną ciszą swojego komputera. Jest tylko
mały problem z tego typu urządzeniami. Dostępne w sprzedaży są z reguły
niskiej jakości i mają małe średnice rurek wlotowych. Cena takich urządzeń
w porównaniu do jakości również nie jest zadowalająca, więc nie pozostaje
nic innego jak samemu skonstruować sobie takie cacko i właśnie w tym artykule
przedstawię jak tego dokonać.
Uwaga!
Redakcja jak i autor nie bierze odpowiedzialności za straty wynikające z
niewłaściwego wykonania przeróbek oraz za uszkodzenia ciała wynikające z
niewłaściwego użycia narzędzi. Robisz to na własną odpowiedzialność! W
zasilaczu komputerowym występuje napięcie 220V - uważaj!
Zaczynamy!
Do całej operacji będziemy potrzebowali zasilacz i kilka narzędzi, a dokładniej:
- Zasilacz - w moim przypadku to jakiś Megabajt 350W (jeszcze gorsze od
Codegena)
- Obudowa od innego zasilacza bo oryginalna została troszkę pocięta przeze
mnie
- Stary spalony zasilacz - na części
- Dobry i cichy wentylator 80 mm, ja zastosowałem Arctic Cooling TC Pro
- Koszulki termokurczliwe
- Zestaw śrubek, kabelków i innych pierdół
- Zestaw narzędzi: śrubokręty, kombinerki, lutownica, cyna, miernik UM i
inne
Czas zacząć operację na otwartym zasilaczu :-)
Oczywiście zasilacz odłączamy od prądu i wymontowujemy z
komputera, albo w odwrotnej kolejności - jak kto woli :-P. Rozkręcamy obudowę
i naszym oczom powinien ukazać się mniej więc taki widok (drobne różnice
mogą występować w zależności od modelu i marki zasilacza):
Wnętrze mojego zasilacza (zaznaczam, że już po lekkich wcześniejszych przeróbkach).
Inne ujęcie.
Wymontowujemy wszystkie wnętrzności z zasilacza, trzeba niestety odlutować
przewody od gniazda zasilania. Po tym zabiegu wyciągamy wszystko z obudowy.
Płytka drukowana zasilacza od strony ścieżek.
Następna czynność jaką musimy zrobić, to rozplanowanie co i jak będzie
chłodzone. Elementy, które wytwarzają najwięcej ciepła i wymagają dobrego
chłodzenia, to stabilizatory napięcia. W moim zasilaczu jest ich 6 szt. (łącznie
z zestawem diod prostowniczych). Właśnie te elementy będą chłodzone wodą.
W sklepach internetowych można kupić gotowy blok do chłodzenia zasilacza wodą,
jednak w chwili wykonywania tej modyfikacji koszt takiego cuda wahał się w
okolicy 90 zł. + przesyłka. Nie jest to mała kwota. Jest jednak na to sposób
- trzeba wykonać blok samemu.
Do wykonania bloku posłużył mi kawałek miedzi i kilka rurek miedzianych
oraz 2 kolanka. Cała operacja polegała na połączeniu cyną 2 kostek miedzi o
wymiarach 60x50x10mm w jedna całość, żeby uzyskać kostkę 60x50x20mm.
Oczywiście jeśli ktoś dysponuje kawałkiem miedzi o większej grubości - nie
będzie musiał ich lutować razem.
Z lewej bloczki miedziane pobielone cyną, a z prawej proces lutowania.
Gotowy zlutowany bloczek.
Dalsza produkcja polegała na przewierceniu 2 równoległych otworów i
wlutowaniu w nie 2 rurek miedzianych. Zostały one połączone z jednej strony
poprzez 2 kolanka. Niestety brak fotek z tego etapu produkcji. Gotowy bloczek będzie
widać w dalszej części artykułu. Opis wykonania bloczka jest potraktowany
pobieżnie, bo można coś takiego kupić, a zresztą po to macie szare komórki,
żeby wymyślić coś samemu :-P.
Mając już blok możemy przystąpić do dalszej przeróbki zasilacza. Kolejny
etap to dokładne spisanie rozmieszczenia elementów, które będzie trzeba
wylutować. Chyba, że zapamiętasz wszystko jak było przedtem. Ja wykonałem
notatki i spisałem sobie wszystko, jak powinno być - nigdy nie wiadomo co się
stanie, a pamięć często szwankuje.
Notatki - bez nich zginiesz!
Ważną sprawą jest fakt, że niektóre elementy są odizolowane od
radiatora poprzez silikonowe podkładki, a łebki śrub mają plastikowe podkładki.
Jest to bardzo istotne, bo ewentualna pomyłka może skończyć się spaleniem
zasilacza!
Kolejnym etapem będzie odkręcenie radiatorów od stabilizatorów. Trzeba to
zrobić ostrożnie, ponieważ jest dość ciężko się do nich dostać.
Radiatory są dodatkowo przylutowane do płytki, żeby całość była sztywna i
dobrze się trzymała. Oczywiście trzeba je odlutować i wyjąć. Ważne, żeby
zachować wszystkie plastikowe podkładki i silikonowe izolatory - będą
potrzebne do dalszej przeróbki.
Usuwanie radiatorów.
Po usunięciu radiatorów trzeba wylutować wszystkie elementy, które później
będziemy chłodzić. Trzeba bo zrobić bardzo delikatnie i nie nagrzewać ich
zbyt długo lutownicą, bo mogą się spalić.
Wylutowane elementy.
W związku z tym, że stabilizatory będą przykręcone do bloku wodnego,
trzeba w nich przedłużyć nóżki. Robimy to dolutowując dość grube
izolowane przewody - ja wykorzystałem przewody ze starego zasilacza. Ważne, żeby
te przewody nie były nazbyt grube, bo będzie problem, żeby je włożyć w
otwory płytki drukowanej zasilacza.
Kolorowe (kredki) kabelki...
Końcówki przedłużone.
Ważne jest również, aby bardzo dokładnie przylutować przewody, bo
wszelkie niedokładności mogą spowodować, że zasilacz nie będzie działał
poprawnie. Kolejny etap, to zaizolowanie lutowanych miejsc. Tu z pomocą przyszła
koszulka termokurczliwa.
Zabieg izolacji zakończony.
Następna czynność, to wlutowanie w odwrotnej kolejności przedłużonych
końcówek stabilizatorów, tu z pomocą przyjdą notatki. Jeśli wszystko poszło
dobrze, to wystarczy przykręcić blok i po sprawie. Ja postanowiłem sprawdzić
czy zasilacz działa bez bloku i przykręciłem stare radiatory. Oczywiście
koniecznie trzeba odizolować elementy od radiatorów tak jak było przed całym
zabiegiem, w przeciwnym razie cała operacja zakończy się powstaniem obłoczku
dymku i zwarciem w domowej instalacji :-P.
Po skręceniu wszystkiego i organoleptycznym sprawdzeniu czas na próbę. Do
testowania zasilacza przyda nam się miernik elektroniczny.
Więc do dzieła - po podłączeniu przewodu zasilającego nic nie poszło z
dymem, to już dobry znak ;). Czas uruchomić zasilacz - oczywiście dla
niewtajemniczonych robi się to poprzez zwarcie zielonego i dowolnego czarnego
przewodu we wtyczce ATX (tej, którą podłącza się do płyty głównej). Tak
też uczyniłem - zasilacz wstał. To był super moment ciężkiej operacji - to
tak, jakby pacjent wstał po zakończonej operacji na otwartym sercu... :-)
Z prawej prowizoryczne odprowadzanie ciepła, z lewej - miernik wskazuje 12V -
wszystko działa... ufff.
Oczywiście to jeszcze nie koniec. Dalsza przeróbka polegała na dodaniu
przekaźników, które po włączeniu zasilania włączają dowolne urządzenie
zasilane z sieci. Oczywiście przy chłodzeniu wodnym będzie to nasza pompa.
Przekaźnik to wydatek około 4 zł i trzeba dokupić jeszcze kawałek kostki
elektrycznej. Przekaźnik zamontowałem w środku, a przewody (w których popłynie
~230V, po załączeniu zasilania komputera) wyprowadziłem na zewnątrz do
kostki elektrycznej. Kostkę przykręciłem do obudowy zasilacza.
Kolejną sprawą była zmiana wentylatora, bo mimo zastosowania chłodzenia
wodnego trzeba przewietrzać resztę zasiłki. Oczywiście wentylator nie musi
się już kręcić jak oszalały wydzielając spory hałas. Ja zmieniłem
oryginalny wentylator na Arctic Cooling TC Pro z automatyczną regulacją obrotów
w zależności od temperatury. W tej konfiguracji wentylator ledwo się kręci,
a co za tym idzie jest prawie niesłyszalny.
Tutaj widać przekaźnik.
Czas zamontować blok. Tu będzie widać, co udało mi się wyskrobać - mam
na myśli blok.
Tak wygląda blok po zamontowaniu.
Jak widać na fotce blok już jest w zasilaczu. Wszystkie chłodzone elementy
zostały odizolowane od siebie przez podkładki silikonowe i podkładki
plastikowe pod łebkami śrub. Wszystkie oprócz jednego ... i tu wyniknął
pewien problem. Otóż blok dotyka do obudowy, a do niej przykręcone jest
uziemienie płytki zasilacza. Zasilacz nie dawał oznak życia. Już miałem
cisnąć nim przez okno ze złości, ale jakoś mnie tknęło i odizolowałem
jeszcze ten szósty element. I to było to, co tygryski lubią najbardziej -
zasilacz wstał.
Dodatkowa izolacja pomogła.
Tak dobiegła końca operacja na otwartym zasilaczu. Reszta to już
kosmetyka. Jak pisałem wcześniej - zmieniłem oryginalną obudowę, ponieważ
stara została mocno pocięta - większość z Was widziała zapewne moją przeróbkę
polegającą na wciśnięciu do środka ogromnego wentylatora 120 mm. Obudowę
pomalowałem na szary matowy kolor. Na wentylator założyłem ładny
chromowany, druciany grill zamiast oryginalnej wytłoczki z blachy, której się
pozbyłem.
Zasilacz w całej okazałości.
Zakończenie
Cała modyfikacja została wykonana w ciągu jednego wieczoru (nie licząc
wykonania bloku) i nie sprawiła większego problemu, z wyjątkiem tego
izolowania od obudowy. Po kilku dniach wpiąłem zasilacz do układu W/C i
przetestowałem go już na komputerze. Wszystko działa OK.
Co dała mi taka przeróbka? Otóż większość z Was pomyśli o ciszy i po
części ma rację. Porównując zasilacz przed i po przeróbce to nie ma co wątpić
w zalety tego rozwiązania. Niemniej jednak oprócz ciszy zyskałem jeszcze jedną
rzecz - po zabiegu zasilacz umożliwiał mi podkręcenie procesora o kolejne 88
MHz (wcześniej 1533@2000MHz, a po zabiegu 1533@2088 MHz) dając zadziwiająco
stabilne, jak na tą klasę zasilacza, napięcia. Przypominam, że jest to
Megabajt 350W :-P. Myślę, że powodem tego jest zapewnienie niskiej
temperatury pracy najważniejszych dla zasilacza elementów, jakimi są
stabilizatory napięcia.
Kolejną rzeczą jaką zyskałem, to satysfakcja - uwierzcie mi, byłem
niezmiernie dumny z tego, że ta modyfikacja się udała.
|